W sytuacji, gdy pojawia się realna szansa ograniczenia wolności, kobiety wspierają się wzajemnie i to jest piękne. Czują, że są razem, walczą w jednej sprawie dla wspólnego dobra. Dlaczego więc tak często dopuszczają się wobec siebie małych złośliwości?

Badania przeprowadzone na potrzeby mojej pracy magisterskiej pokazały, że właściwie większość nie wie czym i właściwie po co jest feminizm.

Feminizm to bardzo szeroki ruch o charakterze politycznym, społecznym, kulturowym i intelektualnym, którego różne orientacje, szkoły, teorie i badania łączy wspólne przekonanie, że kobiety są podmiotem dyskryminacji.

Tak przynajmniej brzmi oficjalna definicja feminizmu zapisana w słowniku PWN.

Feminizm kiedyś

Ruch ten ma bardzo burzliwą historię. Jako nowy twór w XVIII w., na dodatek tak bardzo kontrowersyjny, spotkał się z ogromną falą krytyki. W tamtych czasach było nie do pomyślenia, że kobieta mogłaby mieć prawa polityczne, czy jakiekolwiek prawa do decydowania o sobie. Kobieta nie miała dostępu do edukacji, nie mogła głosować w wyborach, nie miała prawa rozporządzać ani swoim majątkiem ani ciałem. Musiała za to wyjść za mąż, rodzić dzieci i dobrze wyglądać (to w zależności od warstwy społecznej, bogata dama mogła pozwolić sobie na służące, guwernantki, kucharki). W kwestii zamążpójścia też nie miała zbyt wiele do powiedzenia, ponieważ liczyło się przede wszystkim dobre pochodzenie i majątek mężczyzny wybranego jej przez rodziców. Wszystko oczywiście podporządkowane Bogu i Kościołowi. Albo raczej Kościołowi i Bogu. W tej kolejności.

Najpopularniejszym skojarzeniem ze słowem „feministka” jest obraz wojującej sufrażystki. Były to kobiety zdeterminowane, silne, wyzwolone, które domagały się praw wyborczych, moralnych oraz obywatelskich. Nie odbywało się to najdelikatniej. W końcu chodziło o to, aby społeczeństwo zwróciło na nie uwagę. Początkowo były lekceważone, z czasem stały się poważnym zagrożeniem dla wszystkich zasad (takich jak patriarchat, świętość rodziny) obowiązujących w tamtych czasach. Sufrażystki organizowały (XIX – XX w.) protesty, marsze, wybijały szyby wystawowe, przykuwały się łańcuchami do ogrodzeń, za co były aresztowane i niejednokrotnie skazywane.

#czarnyprotest

not-1088697_1920

Walka o równouprawnienie nie podobała się mężczyznom, politykom, księżom, a nawet niektórym kobietom bezwzględnie podporządkowanym idei patriarchatu. Mam wrażenie, że choć czasy się zmieniły, mentalność pozostała. Współczesna feministka w wyobrażeniu wielu jest jakimś dziwnym babochłopem, który pcha się do kopalni. Nadal jest też tą agresywną sufrażystką bijącą się nie wiadomo o co. Może faktycznie w pewnym momencie nie było o co, ale…

Obywatelki supermocarstwa jakim są Stany Zjednoczone Ameryki – imperium gospodarczego, politycznego, militarnego oraz kulturowego – wyszły na ulicę, ponieważ poczuły się zagrożone. Ich sprzeciw budzi objęcie funkcji głowy państwa przez Donalda Trumpa, polityka, którego poglądy są mocno kontrowersyjne. Czy kobiety znów będą musiały walczyć o swoje prawa?

Obywatelki Polski poczuły się zagrożone planami zaostrzenia i tak jednej z najbardziej restrykcyjnych ustaw regulującej prawo do aborcji. Zaostrzenie jest jednak zbyt łagodnym słowem. Politycy chcieli całkowitego zakazania aborcji. Jestem skłonna postawić tezę, że to już nie jest kwestia wolności, tylko człowieczeństwa, ponieważ właśnie nim jest możliwość decydowania o sobie, możliwość wyboru. 3 października 2016 r. Polki pokazały jak bardzo im się to nie podoba. Ogromne tłumy ubranych na czarno kobiet wyszły na ulicę w obronie swoich praw. Transmitowały to wszystkie serwisy informacyjne. Z pewnością  wydarzenie to zapisze się w polskiej historii jako przykład ogromnej solidarności kobiet.

 Czy potrzeba dużego wydarzenia, aby kobiety stały po tej samej stronie?

Współczesny feminizm zajmuje się nie tylko kobietami, ale każdą dyskryminacją. To nie jest już tylko obrona praw Amerykanek czy Europejek, ale też poruszane są między innymi kwestie ekologii, równości rasowej, homoseksualistów, kobiet zamieszkujących kraje Trzeciego Świata.

Nie mogę się jednak nadziwić dlaczego tak dużo hejtu kierują kobiety w stronę innych kobiet. Niestety nadal częste jest to na profilach trenerek fitness w mediach społecznościowych, które pokazują zdjęcia metamorfoz. Zamiast gratulować i wspierać w najlepszym przypadku wbijają szpileczkę. Prawdziwa jazda jest za to na profilach różnego rodzaju celebrytek/cewebrytek. Tam można znaleźć słowa, o których znaczeniu przeciętny użytkownik łaciny w podwórkowym wykonaniu nie ma pojęcia. Internet jest miejscem ujścia różnego rodzaju hejtu. Do końca nie wiadomo co jest przyczyną hejtu samego w sobie, ale oberwać może każdy i właściwie z każdego powodu. Oczywiście z hejtem trzeba walczyć. Nikt nie ma prawa kogoś wyzywać. I nikt sobie na to nie „zasłużył” żadnym odchyleniem od powszechnie przyjętej „normy”!

Codzienne, małe złośliwości

Powinnaś siedzieć w domu, sprzątać i obiady gotować, a nie jakąś tam karierę robić.

A co Ty taka wymalowana jesteś, czasu masz za dużo przy 1,5 rocznym dziecku?

Po co założyłaś taką ładną bluzkę i tak nigdzie nie wychodzisz.

A co? Sama sobie nie radzisz?

Chodzisz na siłownię? Jakoś nie widać…

Kim chcesz być? Psychologiem? Ha ha ha. Męża sobie lepiej znajdź.

Słyszałaś, że Kaśka awansowała? Pewnie dała dupy.

Podobno nikt nie zauważa tylu wad kobiety, co druga kobieta. Każde potknięcie, każda niedoskonałość, każde odchylenie od normy, a normą jest to co wpojone od pokoleń. Ma być tak, a nie inaczej. Czasem zatraca się granica pomiędzy dobrą radą, a próbą stłamszenia. Słowa mają ogromną moc. Z jednej strony, mogą sprawić, że wyrosną Ci nowe skrzydła, ale z drugiej możesz zostać zmieszana z błotem.

Większość kobiet nie potrafi cieszyć się sukcesem innych, nawet koleżanek. Są złośliwe, i zazdrosne. Ranią je przy pierwszej lepszej okazji po to, aby same poczuły się lepiej. Bo coś się komuś udało, wyszedł poza szereg, ciężko na to zapracował, stara się ze wszystkich sił, ale to nadal nie jest wystarczające. Czy to jest solidarność?

Czy na prawdę musi istnieć jakieś realne zagrożenie, aby kobiety poczuły ze sobą więź? Taka zwykła, babska solidarność jest potrzebna na co dzień, aby doceniać, podnosić na duchu. Nawet tylko po to, aby zbudować przekonanie, że również w zwykłych, malutkich sprawach stoimy po tej samej stronie.